Ghosthunter – zapomniany skarb

ghosthunter banner

Gratka dla fanów thrillerów z duchami w tle. Ghosthunter to kapitalna pozycja lecz niestety pogrzebana w czasie i dość zapomniana.

Ghosthunter –  najprościej mówiąc, polujemy na duchy

Ghosthunter, tytuł wydany na konsolę Sony PlayStation 2 podejmuję starą jak świat tematykę polowania na twory paranormalne z odpowiednim dla świata gier wideo sznytem. Wydana w 2003 roku produkcja od samego początku rzuca nas sam w środek intrygi związanej z mocami nadprzyrodzonymi. Fabuła jest dość prosta w założeniu: dwójka policjantów, Lazarus Jones i Anna Steele zostają wezwani do opuszczonego liceum w Detroit by zbadać „dziwne odgłosy” dobiegające nocą z budynku i bardzo szybko uwikłani zostają w ciąg wydarzeń, który ma doprowadzić do uwolnienia mrocznej, nadprzyrodzonej siły. Ghosthunter to trzecioosobowa strzelanka, której mocnymi atutami są oprawa graficzna, ścieżka dźwiękowa, dobrze dobrana obsada aktorów głosowych, z których można wymienić chociaż Roba Paulsena, którego głos znany jest z serialu animowanego „Pinky i Mózg” jak i Michaela Gambona znanego światowej publice bardzo dobrze z roli Albusa Dumbledore’a w serii filmowej „Harry Potter”.
W trakcie samej rozgrywki natkniemy się również na masę przeróżnych upiorów i zjaw, niektórych z początku wrogo nastawionych, później w wyniku rozwoju fabuły przyjaznych i asystujących w podróży gracza. Projekty poziomów to również mocny atut, trafiamy do wspomnianego na początku liceum, na bagna i okoliczne osady wraz z dużą posiadłością rodem z Luizjany bądź Florydy, zatopiony statek z nieumarłą załogą z czasów Drugiej Wojny Światowej, opuszczone więzienie o zostrzonym rygorze i kilka innych.
Gra zebrała dość średnie noty ze względu na lekko „drewnianą” mechanikę poruszania się i o dziwo samego prowadzenia ognia przeciwko zjawom. Często przewijały się komentarze typu: „Dobra grafika, nie oznacza dobrej gry”.

Upływ czasu robi swoje

Po tylu latach gra dalej dostarcza wiele satysfakcji jednak z każdym kolejnym skokiem w technologii produkowania i „dopieszczania” gier, widać bezwzględny upływ czasu co niestety może zrazić obecnych i przyszłych graczy, którzy trafiwszy przypadkowo na ten tytuł mogą się szybko zniechęcić. Brak kontynuacji bądź ewentualnych remasterów też dokłada swoje „pięć groszy”.

Pomimo wielu aspektów przemawiających niezbyt pozytywnie. Ghosthunter to jak najbardziej jedna z tych gier, w które „trzeba zagrać przed śmiercią”. Poniżej zamieszczam zwiastun tytułu:
Ghosthunter (PS2) Trailer – YouTube

The Getaway – cyfrowy przewodnik po Londynie

the getaway logo

Jeżeli chciałbyś/-ałabyś zwiedzić kiedyś Londyn, nie musisz korzystać z Google Maps lub podobnych źródeł. Wystarczy tylko odpalić prawie 20-letnią grę – The Getaway.

The Getaway, czyli jak zwiedzić Londyn w filmowym stylu

The Getaway miało swoją premierę 11 grudnia 2002 roku. Było ono owocem pracy jednego ze studiów Sony Computer Entertainment, Team Soho, nazwa pochodzi od dzielnicy Londynu, w której mieściła się siedziba deweloperów. Na tym etapie prawdopodobnie pojawia się pytanie: „Ale jak to zwiedzić Londyn? I to w prawie dwudziestoletniej grze!?”.
Już spieszę z wytłumaczeniem. Otóż celem twórców było stworzenie, dosłownie, cyfrowej kopii Londynu jako miejsca akcji gry z fabułą rodem z wczesnych filmów Guy’a Ritchiego.
Efekt ten jak na ówczesne możliwości był oszałamiający, deweloperom udało się w niesamowicie wysokim stopniu zrekonstruować większość słynnych lokacji miasta. Możemy tu mówić nawet o pewnego rodzaju fotorealizmie. Dlatego też śmiało można stwierdzić, że jeśli nauczysz się topografii terenu w grze i zapamiętasz kluczowe lokacje, to bez problemu będziesz w stanie poruszać się po faktycznym Londynie.
Oczywiście nie ma sensu robić gry z Londynem w tle bez fabuły, więc powstał scenariusz, który od pierwszych scen i dialogów przywodzi na myśl takie produkcje jak: „Przekręt” (tyt. org. „Snatch”) czy też „Porachunki” (tyt. org. „Lock, Stock & Two Smoking Barrels”). W dużym skrócie: wcielamy się w byłego przestępcę, Marka Hammonda, który niedawno opuścił więzienie i „wyszedł na prostą”. Jednak jego życie zmienia się, gdy jego syn zostaje porwany przez szefa londyńskiego półświatka, Charliego Jolsona. Hammond zostaje zmuszony do wykonania serii niebezpiecznych zadań, z których każde kolejne sprowadza na niego gniew innych przestępczych frakcji. Hammond nie jest jedyną grywalną postacią, pojawia się również Detektyw Frank Carter, który przez większość rozwoju fabuły podąża za Hammondem jak po przysłowiowych „okruszkach”.
Gra otrzymała średnie noty w dniu premiery, jednakże dodawano, że warto „zarwać noc pod sklepem, by to dostać”. W dwa tygodnie sprzedano 300 tys. kopii, a całkowicie aż 4 mln! Nie obyło się oczywiście bez porównań do zeszłorocznego Grand Theft Auto III.

W Londynie znów zawrzało

W 2004 roku The Getaway, doczekał się kontynuacji z podtytułem: „Black Monday”. Akcja po raz kolejny rozgrywała się już w lepiej dopracowanym Londynie i rozgrywkę podzielono na nie dwóch,  ale aż trzech bohaterów, z których każdy miał swój mały motyw i wątek w głównej fabule. Tutaj sprzedaż sięgnęła tylko 2 mln i gra otrzymała status platynowej.
Nie przełożyło się to zbytnio na odbiór wśród graczy, gdyż dalej było słychać zachwyty i pochwały.

Niedawno tematykę podjął IGN, poniżej zamieszczam link.
The Getaway Fans Haven’t Given Up Hope on the Beloved PlayStation Franchise – IGN

Steam Deck czyli o cegłach do grania słów kilka

steam deck

Steam Deck pojawił się na rynku konsol ledwie dwa dni temu i już zbiera pochwały. Jest to świeżutki jak poranne bułeczki w piekarni kloc, na którym zagrasz praktycznie we wszystko co posiadasz w swojej bibliotece Steam.

Valve idzie w mobilność, czyli Steam Deck i jego przodek

Steam Deck jest na ustach graczy już od długiego czasu, jednak dopiero od dwóch dni można zobaczyć jak wygląda efekt wysiłku rzemieślników z Bellevue w stanie Waszyngton.
Nie jest to co prawda pierwsze podejście Valve do kwestii urządzeń pozwalających na grę mobilną. Zaprezentowane w 2015 roku Steam Machine miało być czymś w rodzaju peryferia dostosowanego do tworzenia systemów dostosowywanych do Steama i uruchamiania za jego pomocą gier. Dlatego też Steam Machine napędzano systemem SteamOS opartym na Linuxie. Maszyna Parowa nie spełniła oczekiwań. Ponieważ wymagała ona Linuxa, nie była w stanie okiełznać każdej gry ponieważ wymagało to dostosowywanie każdego tytułu do wymagań owego systemu co na dłuższą metę nie okazało się opłacalne. Dlatego w 2018 roku została po cichu wycofana. Jednakże to nie zniechęciło Valve do pozostania otwartym na tworzenie platformy open-hardware.
Częścią projektu Steam Machine był również Steam Controller którego wczesne prototypy zawierały mały ekran LCD, który mógłby współgrać z głównym ekranem, na którym toczyłaby się właściwa rozgrywka (pomysł wykorzystany przy okazji premiery Wii U od Nintendo).
Pierwsze doniesienia o Steam Deck pojawiły się w połowie 2021 i od razu wzbudziły sensację w Internecie. Ogłoszono wtedy trzy modele, z których każdy miał oferować lepsze komponenty, a co za tym idzie, lepsze doznania z grania co wprost proporcjonalnie przekłada się na wzrost ceny. W obecnej chwili model Steam Deck zapewniający najlepsze doznania z korzystania kosztuje 3099 zł. Jednak czy na pewno trzeba tyle wydać, żeby dobrze się bawić?

Natura nie lubi próżni

Steam Deck nie jest oczywiście jedyny w swoim rodzaju. Już w 2017 roku mieliśmy okazję być świadkami bardzo ciekawego eksperymentu na rynku konsol jakim było Nintendo Switch. Od razu uwagę przykuł fakt, że jest to sprzęt, który zapewnia możliwość grania w co chcesz i gdzie chcesz. Nie był i nie jest to co prawda mocarny sprzęt, ale Nintendo od bardzo dawna trzyma się zasady, w której zakładają, że nie trzeba pakować komponentów za nie wiadomo ile by dostarczyć kompletny i kompetentny sprzęt do grania. Dlatego też kwestią czasu było pojawienie się następnej „cegły”, która potrafi „wszystko”. I oto pojawia się Steam Deck (steampowered.com).

Oczywiście trzeba pamiętać, że oba sprzęty są dopracowanymi i ciekawymi urządzeniami.
Nie należy ich stawiać obok siebie i porównywać w każdym aspekcie, ponieważ celują w nieco odmienne grupy.

Earthbound powraca do biblioteki Nintendo

mother logo

Earthbound Beginnings i Earthbound, dziś legendarne tytuły RPG wróciły niedawno na celownik Nintendo pod postacią dodatków do biblioteki gier w chmurze.

Earthbound, z czym to się je?

Seria Earthbound studia Ape, a tak właściwie Mother, bo pod taką nazwą poznali ją Japończycy miała swój początek, gdy Nintendo zdecydowało się wydać jej pierwszą część w 1989 roku. Od razu zyskała sobie wielu fanów i jak w przypadku kolejnego tytułu na wielkiego NES-a została opatrzona komentarzem wielu krytyków. Zarzucano twórcom podobieństwa do serii Dragon Quest jednakże to ani trochę nie zaszkodziło tytułowi. Zyskała szóste miejsce rankingu Gier Roku 1989 w Japonii, gdzie sprzedano 400 tys. jej kopii. Trafiła do „Srebrnej Hali Sław” z wynikiem 31/40 w Japońskim magazynie Famitsu.
Niestety gra nie doczekała się Angielskiej lokalizacji aż do 2015 roku gdzie wydana została pod tytułem: „Earthbound Beginnings” w kolekcji Virtual Console na Wii U.
Kilka lat później w 1994, Ape wraz z HAL Laboratory z dumą przedstawiło kontynuację poprzednika. Gra trafiła do sprzedaży na Super NES-a w sierpniu 1994 roku pod tytułem: „Mother 2: Gīgu no Gyakushū„. Twórcy nie porzucili gatunku RPG, jednak odpowiednio dla nowego systemu podnieśli poziom wykonania gry od strony programowania, ścieżki dźwiękowej i stylu graficznego. Należy oczywiście wspomnieć, że tym razem udało się zadbać o Angielską lokalizację, dzięki czemu w czerwcu 1995 roku na rynku Amerykańskim i światowym ukazał się tytuł znany nam dobrze: „EarthBound”. Podobnie jak swój poprzednik był hitem. Dziesiąte miejsce w rankingu Japońskim z 518 tys. sztuk. Jednakże w Ameryce wyszło trochę gorzej. Chybione decyzje w kampanii reklamowej nie pomogły zbytnio premierze, na szczęście sytuację poprawiła poczta pantoflowa.

Do trzech razy sztuka… i co dalej?

W 2006 roku swoją premierę miała trzecia odsłona serii. Tym razem jednak za tytuł odpowiedzialne było studio Brownie Brown i znane z współpracy przy „dwójce” HAL Laboratory. Przy tworzeniu fabuły pozostał oryginalny twórca serii Shigesato Itoi.
Tym razem również ciepło przyjęty twór wydał tylko 200 tys. kopii, zyskał 20. miejsce w rankingu Gier Roku w pierwszej połowie 2006 roku w Japonii i z wynikiem 35/40 trafił do „Platynowej Hali Sław”. Pomimo tak dobrych statystyk jeden mankament stał kością w gardle fanów – kompletny brak Angielskiej lokalizacji skłonił fanów w 2008 roku do stworzenia własnego tłumaczenia.

Pojawienie się dwóch pierwszych części w kolekcji Nintendo Switch Online na konsolę Switch, zostało przyjęte z wielkim entuzjazmem. W Internecie pojawiają się spekulacje odnośnie rzekomego podjęcia serii i odświeżenia trzeciej części, by i ta dołączyła do reszty, czas pokaże jak sytuacja się rozwinie. Dla zainteresowanych zamieszczam krótkie streszczenie serii Mother Series Explained – YouTube.

Counter Strike: Global Offensive i Rosja

cs go logo

Counter Strike: Global Offensive na czele z kilkoma innymi grami studia Valve stoi pod znakiem zapytania, względem dostępności w Rosji. Wynika to z obecnej sytuacji politycznej.

Jak sytuacja na Ukrainie odnosi się do funkcjonowania Counter Strike: Global Offensive?

24 Lutego wojska rosyjskie wkroczyły na teren Ukrainy co wywołało skomplikowaną sytuację polityczną. Bez wątpienia wpłynie ona na wiele aspektów życia codziennego mieszkańcówZnacza część bazy graczy Counter Strike: Global Offensive znajduje się w Rosji w związku z czym cieszy się dużą popularnością. Chociażby wielu znanych profesjonalnych graczy ze sceny E-sportowej pochodzi właśnie z Rosji i tam szlifuje swoje umiejętności.
Jednakże może się to niedługo zmienić. Jak podaje rosyjska sieć telewizyjna RT, Gabe Newell, prezes Valve, rzekomo miał grozić zbanowaniem rosyjskiej społeczności z serwerów Steam. Temat obija się szerokim echem w całym internecie, gdyż rosjanie nie cieszą się zbyt dużą popularnością i na przestrzeni lat otrzymali pewne ograniczenia względem dostępności do wszystkich funkcji tytułu. Jednakże owe ograniczenia związane były z rosyjskim prawem zakazującym przetrzymywania nagrań głosowych graczy.
Żadna ze stron nie potwierdziła planów wobec tytułu jak i rosyjskiej społeczności w grze.

Reakcja użytkowników internetu i co dalej?

Sama wieść o rzekomym „zbanowaniu” rosyjskiej społeczności w Counter Strike: Global Offensive jest bardzo chwytliwym tematem przez co wiele użytkowników internetu wykazuje całą gamę emocji związanych z tą wieścią. Pojawia się wiele głosów względem tego jak powinna potoczyć się ta cała sytuacja. Przykładowo, zawodowy gracz pochodzący z Ukrainy, Oleksandr Kostyliew pseudonim „s1mple”, w niedawnym wpisie na Twitterze skomentował sytuację słowami: „Mam dość tych wiadomości”. W kolejnym zaś wpisie dodał: „Przestańcie, tak dłużej nie może być. Potrzebujemy pokoju”.
Co chwilę zaś pojawiają się petycje internetowe, które nawołują do zbanowania rosjan, ale łamią one regulamin stron, na których są zakładane więc szybko są usuwane przez administrację. Użytkownicy Wykopu też mają tu swoje tzw. pięć minut: Zbanujmy Rosję ze Steam / CS:GO – petycja – Wykop.pl

Na chwilę obecną ani Valve, ani Gabe Newell nie zajęli żadnego stanowiska w tej sprawie. Jak dotąd komunikat tej sprawie wypłynął wyłącznie ze strony rosyjskich mediów, więc należy podchodzić do nich z dystansem.